Zanzibar życie nocne – gdzie imprezować?

Zanzibar życie nocne – gdzie imprezować?

Jako, że na co dzień mieszkam w kraju, w którym brak jest życia nocnego, czasem staram się nadrobić stracony czas podczas w podróży i szukam miejsc nie tylko dzikich ale takich, w których się coś dzieje. Niekoniecznie głośny klub z komerycyjną muzyką i pijanymi nastoletnimi imprezowiczami, bo takich staram się unikać, ale może to być klimatyczny reggae bar gdzieś na plaży, ukryta uliczka z lokalem gdzie można posłuchać alternatywnej muzyki lub też tętniące życiem miejsce, w którym miejscowi i przyjezdni mogą się spotkać i napić drinka.

Zanzibar życie nocne

Powiedzmy szczerze – Zanzibar to nie Ibiza, Goa czy Tajlandia, gdzie tysiące ludzi uprawia turystykę imprezową, jednak znajdą się ciekawe miejsca, w których można się zabawić. Jeśli należysz do osób, które lubią odpocząć i ale też potańczyć czy posłuchać muzyki w klimatycznym barze gdzieś na plaży, zdecydowanie wybierz północną część wyspy – okolice Nungwi i Kendwy. Poniżej lista miejsc wartych sprawdzenia:

Nungwi

Najbardziej tętniące życiem miejsce na Zanzibarze. Większość atrakcji znajduje się w linii bezpośrednio przy plaży.

Gerry`s Bar – zdecydowanie nasze ulubione miejsce w Nungwi, prowadzone przez uroczą parę ekspatów. Dobra muzyka, pyszne drinki robione przez miłego barmana z burzą dredów na głowie, widok na rajską plażę i zaskakująco dobre jedzenie, więc można przyjść też na kolację.

Guru Guru Bar – wpadliśmy w ciągu dnia na drinka przez przypadek, zwracając naszą uwagę na całkiem spory tłum dobrze bawiących się i tańczących do tutejszej muzyki. Przy okazji obejrzeliśmy show w stylu „wybory miss Zanzibaru”.

Cholo`s Disco Bar – prowadzone przez Włochów, jedno z najbardziej popularnych miejsc, koniecznie warte sprawdzenia. Organizują większe imprezy w czwartki i soboty.

Coccobello – kolejne miejsce prowadzone przez Włoszkę. Znajduje się trochę bliżej w kierunku miejscowości Kenwa. W weekendy organizują duże imprezy, wstęp ok. 2$.

Kendwa Rocks – najbardziej znane miejsce jeśli chodzi o imprezy na Zanzibarze. Hotel Kendwa Rocks znajduje się ok. 10 min. jazdy taksówką z Nungwi – koszt ok. 10000 TZS (5$). Organizują sobotnie imprezy w barze przy plaży oraz duże Full Moon Parties, gdzie można zobaczyć na żywo pokaz afrykańskich tańców, a potem pobawić się przy muzyce DJów. Kendwa Rocks organizuje również największe imprezy sylwestrowe na Zanzibarze. W 2016 roku około 6000 ludzi wzięło udział w zabawie noworocznej. Wstęp na Full Moon Party 20000 TZS (ok. 10$), sylwester ok. 25$. Nie trzeba rezerwować wcześniej biletów, ponieważ impreza odbywa się na plaży. Wstęp wolny dla rezydentów Kendwa Rocks Hotel.

Na koniec coś dla fanów rasta – w Nungwi, niedaleko White Ocean Reastaurant and Bar znajduje się mały bazar. Na końcu ulicy (idącej prostopadle od morza) znajduje się bardzo mały bar z mixem roześmianych turystów i tubylców i klimatem reggae. Warto wpaść w ciągu dnia. Uwaga na tzw. Beach Boys kręcących się w tej okolicy i proponujących sprzedaż używek i pomoc w oprowadzeniu po wiosce – nie polecam korzystać w ich usług.

Paje

Paje to druga zaraz po Nungwi miejscowość skupiająca życie nocne na Zanzibarze. Szczególnie w okresie od grudnia do lutego, gdzie wioskę zapełnia tłum kitesurferów, korzystających z idealnych warunków do surfowania.

Paje by Night – ten hotel z barem z przyjemnym, lekko rockowym klimatem jest miejscem nr 1 na mapie barów w Paje, nie tylko dla kitesurferów. Dobre jedzenie, mix hiszpańskiej, włoskiej i lokalnej kuchnii. Hotel znajduje się w drugiej linii od brzegu, niedaleko głównego dojścia do plaży.

B4 – przyjemny bar na plaży z poduszkami, leżakami a nawet łóżkami sprawia, że jest to idealne miejsce do wieczornego chill outu. Właścicielem jest Hiszpan, dzięki czemu można napić się Sangrii i zjeść dobrego burgera. Znani również z niesamowitych milkshake`ów.  Raz w tygodniu organizują wieczór filmowy. Imprezy z dobrą muzyką (minimal, deep house).

Jambo Beach Bungalows – organizują piątkowe imprezy na plaży (wstęp 5$).

Coco Blue Night Club – zlokalizowane w oddalonym o 10 min. jazdy taksówką Jambiani, organizują w piątki imprezy z muzyką na żywo i soboty z DJ.

Red Monkey Lodge (Jambiani) – bar zlokalizowany przy plaży, warto zajrzeć w poniedziałek w którym organizowany jest wieczór bluesa z muzyką na żywo.

Zanzibar Town

Travellers Cafe – raczej restauracja niż bar, jednak warto wybrać się na wieczornego drinka. Całkiem dobre miejsce z dobrym jedzeniem.

Forodhani Gardens – chociaż nie jest to ani bar ani klub, nie można pominąć tego miejsca mówiąc o życiu nocnym w Zanzibar Town. Forodhani Gardens to mały park usytuowany nad samym morzem, który nocą zamienia się w mekkę ulicznego jedzenia. Polecam spróbować lokalnej pizzy z Zanzibaru, popijając piwem zakupionym z sklepie nieopodal.

Africa House Hotel– bar na tarasie hotelu, wieczorami grają muzykę na żywo.

Mercury’s Bar – usytuowany niedaleko portu, dobre miejsce dla fanów zespołu Queen.

Jako że życie nocne na Zanzibarze cały czas się zmienia, co chwila powstają nowe kluby i miejsca warte odwiedzenia, będę wdzięczna jeśli podzielisz się twoim odkryciem w komentarzu.

Zobacz też:

[ess_grid alias=”grid-8″]

Tea is not everything. What else to bring from Sri Lanka?

Tea is not everything. What else to bring from Sri Lanka?

Sri Lanka is a small country but has a lot to offer. The prices are relatively low and in addition, bargaining is common practice. Particular regions are famous for the production of other goods. Galle is famous for its climate and stylish art galleries, Ratnapura from the exploitation and processing of gems, and for famous batik is good to go to a small village called Mahawewa, located in the north of Negombo. Here is a list of most valued souvenirs imported from Ceylon.

Tea is not everything but comimg back from Sri Lanka without tea is like being in Egypt and not seeing the pyramids. Inexpensive and easy to pack is surely the best gift we can bring from this country. The best kinds of tea are from this small island. It is worth to go to the factory to see the whole production process. I choose more wild option and decided to spend one afternoon on the plantatnion watching workers. Tea plantations are located inside of the island. The best option to stay is around Adam`s Peak where amazing mountain scenery mix with colonial plantation and rural homes atmosphere. The most famous and the most appreciated are Golden Tips and Silver Tips – only hand-picked leaves from the bud are used for production.

Gems. Tea was not first export commodity from Sri Lanka. Much earlier, in the times of Marco Polo, Ceylon became famous for extraction and processing of gems. The most famous is Ceylon Sapphire but also rubies, topazes, amethysts, garnets and moonstones. The best place to buy is region of extraction, around the city called Ratnapura, approx. 100 km from Colombo. However, if you are not familiar with gems is better to take someone trusted. Bargaining is highly recommended and it`s necessary to keep the proof of purchase in the case of control at the airport.

Ayurvedic cosmetics and medicines. During my stay on Sri Lanka I discovered Ayurveda. It is a system of treating mind and body originally coming from ancient India but also practiced on Sri Lanka. That is where I saw the Sri Lankan brand Siddhalepa, which manufactures cosmetics according to the principles of Ayurveda. My favorite is „Ayurvedic Herbal Balm” used to treat any pain, the symptoms of flu and colds, migraines and relieving rheumatic ailments. Natural ingredients such as cinnamon and eucalyptus treat already by its smell. Best to find in pharmacies

Spices and herbs. Sri Lankan cuisine is one of the most aromatic I have tried in my life. Ceylon is origin of many spices imported to Europe. The most famous is cinnamon sold in sticks or powder. It is also worth to bring curry, saffron, vanilla and curcuma.  Prices for tourists are much higher, so you should find a local spice factory. It may not look so colorful and pretty as a store for tourists but for a small price you can buy much more in an equally good quality.

Natural cosmetics. While being in the pharmacy you should also look at the Sri Lankan natural cosmetics containing aloe vera and coconut oil.

Batik and crafts. Batik is a method of decorating, involving painting of material with hot wax. It is used in the production of beautiful, colorful bedspreads and scarves. Sri Lanka is also famous for wood products, especially from ebony, mahogany and sandalwood. Traditional masks, Buddha statuesfigurines of elephants – the choice is really wide.

Tea is not everything. What else to bring from Sri Lanka?

Herbata to nie wszystko czyli co jeszcze warto przywieźć ze Sri Lanki

Sri Lanka to niewielki kraj, jednak ma bardzo dużo do zaoferowania. Ceny są stosunkowo niskie, a na dodatek powszechnym zwyczajem jest targowanie się.  Poszczególne rejony słyną z produkcji innych dóbr. Galle słynie z klimatycznych i stylowych galerii sztuki, Ratnapura z wydobycia i obróbki kamienii szlachetnych, a po słynne batiki najlepiej udać się do małej wioski o nazwie Mahawewa, znajdującej się na północy Negombo. Oto lista najbardziej cenionych pamiątek przywożonych z Cejlonu.

Herbata to nie wszystko ale jednak wrócić ze Sri Lanki bez herbaty to tak jak być w Egipcie i nie zobaczyć piramid. Niedroga i łatwa do spakowania jest na pewno najlepszym prezentem jaki możemy przywieźć z tego kraju. Najlepsze odmiany herbaty pochodzą właśnie z tej niewielkiej wyspy. Warto wybrać się do fabryki, żeby zobaczyć cały proces jej wyrobu. Ja wybrałam opcję bardziej dziką i postanowiłam spędzić jedno popołudnie na plantacji, przyglądając się pracy zbieraczy. Plantacje herbaty znajdują się wewnątrz wyspy, najlepiej wybrać się w okolice świętej góry Adam`s Peak, gdzie niesamowite górskie krajobrazy mieszają się z kolonialnym klimatem plantacji i wiejskich domów. Najsłynniejsze i najbardziej cenione to Golden Tips i Silver Tips – do produkcji używa się ręcznie zerwanych liści, tylko z samego pączka. Warto również zakupić wielkolistną Orange Pekoe.

Kamienie szlachetne. To wcale nie herbata była pierwszym towarem eksportowym na Sri Lance. O wiele wcześniej, bo już za czasów Marco Polo Cejlon zasłynął z wydobycia i obróbki kamieni szlachetnych. Najsłynniejszy z nich to szafir cejloński ale także rubiny, topazy, ametysty, granaty i kamienie księżycowe. Na zakupy najlepiej wybrać się w okolice rejonu wydobycia czyli miasta Ratnapura, ok. 100 km od Kolombo. Jeżeli jednak nie znasz się na kamieniach, lepiej zabrać kogoś zaufanego ze sobą. Targowanie się jak najbardziej wskazane oraz konieczne jest zachowanie dowodu zakupu, w razie kontroli na lotnisku.

Ajurwedyjskie kosmetyki i leki. Będąc na Sri Lance odkryłam Ajurwedy. Jest to system leczenia umysłu i ciała pierwotnie wywodzący się ze starożytnych Indii, lecz także praktykowany na Sri Lance. To właśnie tam spotkałam lankijską markę Siddhalepa, która zajmuje się produkcją kosmetyków zgodnie z zasadami Ajurwedy. Moim ulubionym jest „Ayurvedic Herbal Balm” stosowany w leczeniu jakiegokolwiek bólu, objawów grypy i przeziębienia, migreny i łagodzeniu dolegliwości reumatycznych. Naturalne składniki, takie jak cynamon i eukaliptus leczą już samym zapachem. Najlepiej szukać w aptekach.

Przyprawy i zioła. Lankijska kuchnia jest jedną z najbardziej aromatycznych jakie próbowałam w życiu. Cejlon jest ojczyzną wielu sprowadzanych do Europy przypraw. Najsłynniejszą z nich jest cynamon, sprzedawany w laskach lub sproszkowany. Warto również przywieźć curry, szafran, wanilię czy kurkumę. Ceny dla turystów są o wiele zawyżone, dlatego warto znaleźć lokalną wytwórnię przypraw. Może nie wygląda tak kolorowo i ładnie jak sklep dla turystów, jednak za niewielką cenę kupimy o wiele więcej, w równie dobrej jakości.

Naturalne kosmetyki. Będąc w aptece warto również zerknąć na naturalne lankijskie kosmetyki zawierające aloes i olej kokosowy.

Batik i rzemiosło. Batik jest metodą zdobienia, polegającą na malowaniu materiału gorącym woskiem. Stosuje się go w produkcji pięknych, kolorowych narzut i szali. Sri Lanka słynie również z wyrobów z drewna, szczególnie hebanu, mahoniu i drzewa sandałowego. Tradycyjne maski, posągi Buddy, figurki słoni – wybór jest naprawdę szeroki.

Oman wyprawa samochodem i camping na dziko. Co zabrać?

Oman wyprawa samochodem i camping na dziko. Co zabrać?

Akcesoria campingowe

  • namiot
  • maty/karimaty
  • latarki czołowe
  • ręczniki szybkoschnące + normalne ręczniki (‚pożyczone’ z hotelu pierwszego dnia )

Akcesoria do gotowania/przechowywania jedzenia

  • grill jednorazowy + węgiel
  • rozpałka do grilla/ogniska
  • ruszt na ognisko
  • mały rondelek do gotowania wody
  • jednorazowe kubki/talerze/ sztućce
  • folia aluminiowa
  • nóż
  • torby izotermiczne

Jedzenie/ napoje

  • alkohol z Duty Free (w Omanie alkohol dostępny jest tylko w hotelowych barach, klubach i niektórych restauracjach)
  • mięso na grilla/ognisko
  • ziemniaki
  • chleb
  • zestaw mini: sól, pieprz, mini ketchup i majonez, herbaty, mini miód, mini tabasco i oliwa (zabrane z samolotu i hotelu)
  • lód
  • nutella
  • przekąski (chipsy, orzechy)

Inne

  • zapalniczka
  • mokre chusteczki
  • wodoodporny mniejszy plecak (przydaje się przy eksplorowaniu wadi)
  • buty do chodzenia po wodzie
  • maska do nurkowania
  • chusteczki higieniczne
  • power bank
  • ładowarka samochodowa/ ładowarki / adaptery
  • mapy drogowe
Oman krótka wyprawa samochodowa. Informacje praktyczne.

Oman krótka wyprawa samochodowa. Informacje praktyczne.

Oman nigdy nie był kierunkiem z mojej listy ‚must see’. Fakt, kojarzył mi się z pięknymi górskimi i pustynnymi krajobrazami oraz gościnnością mieszkańców, dlatego po wysłuchaniu kilku opinii i obejrzeniu paru inspirujących filmików na youtube postanowiliśmy sprawdzić na własne oczy i wybrać się na kilka dni. W końcu to kraj sąsiadujący z Arabią Saudyjską, nieco ponad godzina lotu więc idealny kierunek na dłuższy weekend.

Oman jest również znany z tego, że jest to idealne miejsce na camping na dziko. Szczególnie, że ceny hoteli nie należą do najniższych. Rozbijanie namiotu jest dozwolone wszędzie, jedynie rozpalanie ogniska w rezerwatach przyrody jest zabronione ze względu na składające tam jaja żółwie. Więc postanowione: wypożyczamy samochód, kupujemy namiot, a reszta wyjdzie już na miejscu.

 

Trasa

Zarezerwowaliśmy bilety lotnicze na 4 dni i hotel na pierwszą noc, ponieważ wylądowaliśmy dość późno. Jeszcze przed podróżą zrobiliśmy wstępną listę co chcemy zobaczyć, bo jednak 4 dni to bardzo mało na tak duży kraj, a nie chcieliśmy spędzić większości czasu za kierownicą.

Mapka miejsc, które odwiedziliśmy (te ‚skaczące’ punkty to miejsca naszego campingu’):

[wpgmza id=”1″]

 

Zakładany wstępny plan praktycznie odwrócił się do góry nogami już pierwszego dnia. Nasz plan zweryfikowały wczesne zachody słońca, więc parę rzeczy musieliśmy przesunąć na następny dzień. Warto jeszcze przed drogą zabezpieczyć się w dokładniejsze mapy – standardowa nawigacja w telefonie oraz google maps nam nie działy (można podejrzeć mapę i wyznaczyć trasę, ale nie da się włączyć nawigacji), a w niektóre miejsca jest naprawdę ciężko dotrzeć ponieważ są słabo oznakowane i drogi w ogóle nie uwzględnione w google maps.

 

Wypożyczenie samochodu

Zdecydowaliśmy się wypożyczyć duży samochód 4×4. Pomimo, że ze względów bezpieczeństwa wykluczyliśmy pustynię z naszych planów (wyprawa na pustynię pojedynczym samochodem to zawsze zły pomysł), założyliśmy, że zamiast w namiocie będziemy spać w samochodzie oraz podróżować mniejszymi drogami. Jak się okazało spanie w samochodzie i tak by się nie udało, bo tylne miejsca w naszym Mitsubishi Outlanderze nie składały się do końca. Samochód odebraliśmy i zostawiliśmy na lotnisku, a Europcar dał nam jedną noc gratis więc warto się targować. Koszt to około 200$ za 4 dni.

 

Zakupy

Zakupy zrobiliśmy drugiego dnia rano w Muskacie. Tamtejszy Carrefour jest wyposażony we wszystkie rzeczy potrzebne na podstawowy camping.
DOKŁADNĄ LISTĘ CO ZABRAĆ NA CAMPING W OMANIE ZNAJDZIESZ TUTAJ.
4-osobowy namiot kosztował ok. 25$, maty do spania 10$.

 

Wadi Bani Khalid

Jako, że założyliśmy, że chcemy większość czasu spędzić z dala od miasta zdecydowaliśmy się najpierw zobaczyć Wadi Bani Khalid. ‚Wadi’ to częściowo wyschnięta dolina rzeczna, która tworzy naturalne kompleksy basenów, wodospadów, często podziemnych jaskiń. Wadi Bani Khalid to dość popularne miejsce na pikniki i całodniowe campingi dla miejscowych, ponieważ dotarcie do basenów nie wymaga większego wysiłku. Droga jest w miarę łatwa do przejścia. Rozpoczyna się dużym jeziorem, przy którym znajdują się miejsca do campingu oraz restauracja. Dalej szlak staje się skalisty, wiodący wzdłuż basenów z turkusową wodą, małych wodospadów i strumieni,  a na jego końcu (ok. 15-20 min wolnego trekkingu) znajduje się jaskinia (Muqal Cave). O popularności tego miejsca może świadczyć fakt, że oprócz restauracji zatrudnieni są tam również ratownicy. Jak wyczytałam wcześniej na innych blogach, zdecydowanie odradzano wyprawę podczas weekendu, więc miałam mieszane uczucia, lecz nam się chyba jednak udało bo miejsce nie było aż tak bardzo zapełnione.

 

 

Dotarliśmy na miejsce dość późno, na około godzinę przed zachodem słońca. Postanowiliśmy tylko sprawdzić czy jest szansa gdzieś na rozbicie namiotu w okolicy i zrobić krótki spacer. Przy samym jeziorze wprawdzie jest miejsce gdzie można rozbić namiot, jednak ludzie kręcący się  i sam dystans do pokonania z parkingu do początku doliny z całym naszym ekwipunkiem i jedzeniem (ok. 10 min) przekonały nas do poszukania innego miejsca gdzie możemy się rozbić obok samochodu. Już właściwie po ciemku postanowiliśmy rozbić się w małej dolince jakieś 15 min jazdy samochodem od samej Wadi, nieopodal drogi jednak mało uczęszczanej w nocy. Miejsce wydawało się idealne, szczególnie, że światła latarni ulicznych sprawiały poczucie bezpieczeństwa, jednak nasz obóz był odizolowany od drogi ze względu na położenie w dolinie. Widać było również, że nie jest to popularne miejsce na camping, ponieważ bardzo szybko udało nam się znaleźć ogromny konar drzewa potrzebny na ognisko.

 

3T3A0564-2

 

Z samego rana obudziło nas stado kóz górskich które widocznie wpadły na śniadanie. Zwinęliśmy nasz camp i zawróciliśmy do Wadi Bani Khalid. Z rana dolina była prawie pusta. Przeszliśmy całą trasę aż do jaskini, z zamiarem przejścia się chociaż parę metrów wgłąb. Przed wejściem spotkaliśmy tylko jednego mężczyznę, który sprawiał wrażenie miejscowego, chociaż pochodził z Bangladeszu. Samo wejście jest bardzo wąskie, więc trzeba się przez nie przeczołgać, potem idzie się jeszcze paręnaście metrów w kucki. Niezbędna jest latarka, o której my oczywiście zapomnieliśmy z samochodu więc wspomagaliśmy się telefonami.  Schodząc w dół okazało się że Pan Lokalny idzie za nami, z czego właściwie się ucieszyliśmy, bo przynajmniej zna jaskinię i nas poprowadzi, przez co mogliśmy zapuścić się trochę dalej. Jednak to był błąd. Robiło się coraz goręcej, ze względu na podziemne gorące źródła. Nietoperze, karaluchy i mój zdrowy rozsądek zaczął mi podpowiadać, że lepiej zawrócić. Nasz przewodnik nalegał żebyśmy szli dalej. W pewnym momencie rozmowa zaczęła być bardziej nerwowa, niewiele z niej rozumiałam ponieważ nie mówię po arabsku lecz okazało się, że nasz przewodnik „zapomniał” którędy wrócić. Ja już zupełnie spanikowana zaczęłam ciągnąć gościa za rękę i prosić żebyśmy zawrócili, że gorąco mi i niedobrze, myśląc może wezmę go na litość. W końcu po jakimś czasie wybraliśmy dobrą ścieżkę (nie, nie nasz przewodnik) i jakoś udało nam się wydostać, przy okazji klnąc na faceta niemiłosiernie. Na szczęście dla nas skończyło się to dobrze ale zapamiętaliśmy tą lekcję na zawsze: nie ufać nikomu i nie włazić w niebezpieczne dziury odpowiednio przygotowanym, a najlepiej ze starym sprawdzonym sposobem z przywiązaniem sznurka. Pan zapewne chciał sobie dorobić na głupich turystach, tłumacząc się, że zapomniał drogi jak zobaczył że zaczęłam nękać o powrót, ale w innym wypadku mogło skończyć się gorzej. Chociaż zdążyłam zrobić mu zdjęcie na „do widzenia”.

 

3T3A0685

 

Po tej przygodzie, resztę popołudnia spędziliśmy w basenach relaksując się i pływając w przyjemnej turkusowej wodzie.

3T3A0688

3T3A0652

3T3A0626

3T3A0699

 

Informacje praktyczne: Jak dotrzeć do Wadi Bani Khalid

Jadąc z Muskatu w kierunku miasta Sur drogą numer 17, tuż przed samym miastem skręcić na Al Kamil (droga nr 23).  Przejeżdżając przez Al Kamil trzymać się tej samej drogi (skręci w prawo) i jechać cały czas prosto, aż zobaczymy niewielki kompleks budynków oznaczony napisem Oriental Nights Rest House po prawej oraz niewielką drogę i znak na Wadi Bani Khalid. Następne rozwidlenie w prawo, potem cały czas prosto krętą drogą przez góry, aż dotrzemy do niewielkiego miasteczka o nazwie Sabt. Już na jego początku podążając za znakami do Wadi trzeba skręcić w lewo. Po 15 minutach dotrzemy na parking. Z samego parkingu do pierwszego jeziora i restauracji dotrzemy w ok. 5-10 min spacerem.

Co warto ze sobą zabrać?

Przekąski plus wodę, ręczniki i maskę do nurkowania, buty do pływania i latarkę jeśli chcemy wejść do jaskini.

 

Sur

Sur to bardzo przyjemne, niewielkie i klimatyczne miasteczko, słynące z budowy łodzi. Postanowiliśmy pokręcić się po nim trochę i zjeść lunch. Skończyliśmy w restauracji hotelowej, niedaleko ronda i mostu. Chociaż jedzenie raczej nie jest godne polecenia (słabo przyrządzona kuchnia arabska) to widok z tarasu na zatokę przy zachodzie słońca zrekompensował nam niezadowolenie.

 

3T3A0760

3T3A0778

3T3A0810

3T3A0824

3T3A0763

 

Camping w pobliżu miasteczka Fins

Wyczytałam na paru blogach, że będąc w pobliżu Wadi warto rozbić się z namiotem na plaży w pobliżu miasteczka Fins. Miejsc jest wiele, od małych zatoczek, po większe szerokie i popularne plaże (najbardziej znana jest plaża potocznie nazywana „White Beach Fins”). Dotarcie, szczególnie po zmroku jest dość trudne, bo plaża nie jest oznakowana i trzeba skręcić w niewielką piaszczystą drogę jeszcze przed Fins. Do niektórych zatoczek nie da się dojechać do końca samochodem ze względu na bardzo strome zejście. Zdecydowanie nasz Outlander sprawdził się dobrze i udało nam się podjechać pod samą plażę, dołączając się do grupki, która również przyjechała w to miejsce na biwak na parę godzin. Ranek przywitał nas nieziemskim widokiem, w postaci gór i niekończącego się morza.

 

3T3A0864

3T3A0870

3T3A0905

3T3A0907

 

Wadi Shab

Wadi Shab to chyba najpopularniejsze Wadi wśród zagranicznych turystów. Nie bez przyczyny, widoki zapierają dech w piersiach. Do Wadi najlepiej dotrzeć z niewielkiego miasteczka Tiwi, z którego znaki poprowadzą nas do samego parkingu. Następnie należy przeprawić się na drugą stronę łódką (koszt ok. 2,5 $ w dwie strony, ostatnie łodzie odpływają w okolicach godz. 17). Podobno parę metrów dalej, gdzie woda już nie jest na tyle głęboka można przeprawić się samemu przez rzekę, ale my wybraliśmy wersję „suchą”. Dojście do samych basenów zajmuje ok. 40 minut przyjemnego trekkingu. Dochodząc do samych basenów mamy dwie opcje – kierować się szlakiem idąc górą (w pewnym momencie zawróciliśmy) lub zostawienie rzeczy gdzieś na boku i przejście wodą. Zdecydowanie druga opcja jest warta polecenia, po drodze mijaliśmy niewielkie wodospady, większe i głębsze zbiorniki i niewielkie strumienie. Na samym końcu znajduje się wodospad, żeby się do niego dostać trzeba przepłynąć przez bardzo wąską szczelinę, przez którą dostajemy się do na wpół otwartej groty.

 

3T3A0948

Zrzut ekranu 2015-12-22 20.50.19

3T3A0937

3T3A0965   3T3A0953

Zrzut ekranu 2015-12-22 20.32.18

3T3A0972

Zrzut ekranu 2015-12-22 20.27.08

 

Bimmah lej krasowy

Nazywany jedną z najbardziej niesamowitych i naturalnych dziur w ziemi. Z pewnością tak było ale zanim jeszcze nie został tak bardzo „skomercjalizowany”. Teren wokół dziury przerobiony na wielki park/plac zabaw i dużo ludzi sprawiło, że nie jest to moje ulubione miejsce na mapie Omanu. Jeden z nielicznych plusów to taki, że jeziorko jest pełne małych rybek zwanych Garra Rufa, które potocznie są znane jako fish spa więc wypróbowaliśmy za darmo zabiegu pedikiuru. Warto jedynie wpaść na pół godziny, jeśli jest po drodze lub jeśli jesteśmy już znudzeni Muskatem, bo nie jest daleko.

3T3A1008

 

Muskat

Stolicę zostawiliśmy sobie na koniec. Mieliśmy plan zrelaksować się i zjeść na korniszu (ulicy ciągnącej się wzdłuż wybrzeża) oraz zrobić zakupy na suku. 3T3A1078

3T3A1077

3T3A1053-2

3T3A1049

3T3A1080

 

A na koniec wrażenia…

Odczucie jakie pozostawił po nas Oman to przede wszystkim niedosyt. Zobaczyliśmy tylko mały kawałek, więc planujemy już następny wypad, mam nadzieję że w większym gronie tak, żeby pojechać na pustynię i południe. Co najbardziej cenię w tym kraju to to, że nie jest to jeszcze na tyle skomercjalizowane miejsce pełne turystów typu ‚all inclusive’. Odwiedzając doliny, mogliśmy nacieszyć się samotnym trekkingiem, tylko czasem spotykając pojedynczych turystów. Nie udało nam się raczej w Omanie zjeść nic nadzwyczajnie dobrego, poza przyrządzonymi przez nas samodzielnie potrawami z ogniska, więc potwierdziło się to, co wyczytałam wcześniej, że wyprawa nie będzie naszym kulinarnym przeżyciem. Za to gościnność i otwartość mieszkańców zachwycała nas na każdym kroku. Za każdym razem pomocni, nie traktowali nas jak „chodzące skarbonki”, nie oczekując za pomoc niczego w zamian. Warto zajrzeć do Omanu zanim jeszcze stanie się ‚top’ kierunkiem dla biur podróży i siedzibą największych hoteli.