Oman nigdy nie był kierunkiem z mojej listy ‚must see’. Fakt, kojarzył mi się z pięknymi górskimi i pustynnymi krajobrazami oraz gościnnością mieszkańców, dlatego po wysłuchaniu kilku opinii i obejrzeniu paru inspirujących filmików na youtube postanowiliśmy sprawdzić na własne oczy i wybrać się na kilka dni. W końcu to kraj sąsiadujący z Arabią Saudyjską, nieco ponad godzina lotu więc idealny kierunek na dłuższy weekend.

Oman jest również znany z tego, że jest to idealne miejsce na camping na dziko. Szczególnie, że ceny hoteli nie należą do najniższych. Rozbijanie namiotu jest dozwolone wszędzie, jedynie rozpalanie ogniska w rezerwatach przyrody jest zabronione ze względu na składające tam jaja żółwie. Więc postanowione: wypożyczamy samochód, kupujemy namiot, a reszta wyjdzie już na miejscu.

 

Trasa

Zarezerwowaliśmy bilety lotnicze na 4 dni i hotel na pierwszą noc, ponieważ wylądowaliśmy dość późno. Jeszcze przed podróżą zrobiliśmy wstępną listę co chcemy zobaczyć, bo jednak 4 dni to bardzo mało na tak duży kraj, a nie chcieliśmy spędzić większości czasu za kierownicą.

Mapka miejsc, które odwiedziliśmy (te ‚skaczące’ punkty to miejsca naszego campingu’):

[wpgmza id=”1″]

 

Zakładany wstępny plan praktycznie odwrócił się do góry nogami już pierwszego dnia. Nasz plan zweryfikowały wczesne zachody słońca, więc parę rzeczy musieliśmy przesunąć na następny dzień. Warto jeszcze przed drogą zabezpieczyć się w dokładniejsze mapy – standardowa nawigacja w telefonie oraz google maps nam nie działy (można podejrzeć mapę i wyznaczyć trasę, ale nie da się włączyć nawigacji), a w niektóre miejsca jest naprawdę ciężko dotrzeć ponieważ są słabo oznakowane i drogi w ogóle nie uwzględnione w google maps.

 

Wypożyczenie samochodu

Zdecydowaliśmy się wypożyczyć duży samochód 4×4. Pomimo, że ze względów bezpieczeństwa wykluczyliśmy pustynię z naszych planów (wyprawa na pustynię pojedynczym samochodem to zawsze zły pomysł), założyliśmy, że zamiast w namiocie będziemy spać w samochodzie oraz podróżować mniejszymi drogami. Jak się okazało spanie w samochodzie i tak by się nie udało, bo tylne miejsca w naszym Mitsubishi Outlanderze nie składały się do końca. Samochód odebraliśmy i zostawiliśmy na lotnisku, a Europcar dał nam jedną noc gratis więc warto się targować. Koszt to około 200$ za 4 dni.

 

Zakupy

Zakupy zrobiliśmy drugiego dnia rano w Muskacie. Tamtejszy Carrefour jest wyposażony we wszystkie rzeczy potrzebne na podstawowy camping.
DOKŁADNĄ LISTĘ CO ZABRAĆ NA CAMPING W OMANIE ZNAJDZIESZ TUTAJ.
4-osobowy namiot kosztował ok. 25$, maty do spania 10$.

 

Wadi Bani Khalid

Jako, że założyliśmy, że chcemy większość czasu spędzić z dala od miasta zdecydowaliśmy się najpierw zobaczyć Wadi Bani Khalid. ‚Wadi’ to częściowo wyschnięta dolina rzeczna, która tworzy naturalne kompleksy basenów, wodospadów, często podziemnych jaskiń. Wadi Bani Khalid to dość popularne miejsce na pikniki i całodniowe campingi dla miejscowych, ponieważ dotarcie do basenów nie wymaga większego wysiłku. Droga jest w miarę łatwa do przejścia. Rozpoczyna się dużym jeziorem, przy którym znajdują się miejsca do campingu oraz restauracja. Dalej szlak staje się skalisty, wiodący wzdłuż basenów z turkusową wodą, małych wodospadów i strumieni,  a na jego końcu (ok. 15-20 min wolnego trekkingu) znajduje się jaskinia (Muqal Cave). O popularności tego miejsca może świadczyć fakt, że oprócz restauracji zatrudnieni są tam również ratownicy. Jak wyczytałam wcześniej na innych blogach, zdecydowanie odradzano wyprawę podczas weekendu, więc miałam mieszane uczucia, lecz nam się chyba jednak udało bo miejsce nie było aż tak bardzo zapełnione.

 

 

Dotarliśmy na miejsce dość późno, na około godzinę przed zachodem słońca. Postanowiliśmy tylko sprawdzić czy jest szansa gdzieś na rozbicie namiotu w okolicy i zrobić krótki spacer. Przy samym jeziorze wprawdzie jest miejsce gdzie można rozbić namiot, jednak ludzie kręcący się  i sam dystans do pokonania z parkingu do początku doliny z całym naszym ekwipunkiem i jedzeniem (ok. 10 min) przekonały nas do poszukania innego miejsca gdzie możemy się rozbić obok samochodu. Już właściwie po ciemku postanowiliśmy rozbić się w małej dolince jakieś 15 min jazdy samochodem od samej Wadi, nieopodal drogi jednak mało uczęszczanej w nocy. Miejsce wydawało się idealne, szczególnie, że światła latarni ulicznych sprawiały poczucie bezpieczeństwa, jednak nasz obóz był odizolowany od drogi ze względu na położenie w dolinie. Widać było również, że nie jest to popularne miejsce na camping, ponieważ bardzo szybko udało nam się znaleźć ogromny konar drzewa potrzebny na ognisko.

 

3T3A0564-2

 

Z samego rana obudziło nas stado kóz górskich które widocznie wpadły na śniadanie. Zwinęliśmy nasz camp i zawróciliśmy do Wadi Bani Khalid. Z rana dolina była prawie pusta. Przeszliśmy całą trasę aż do jaskini, z zamiarem przejścia się chociaż parę metrów wgłąb. Przed wejściem spotkaliśmy tylko jednego mężczyznę, który sprawiał wrażenie miejscowego, chociaż pochodził z Bangladeszu. Samo wejście jest bardzo wąskie, więc trzeba się przez nie przeczołgać, potem idzie się jeszcze paręnaście metrów w kucki. Niezbędna jest latarka, o której my oczywiście zapomnieliśmy z samochodu więc wspomagaliśmy się telefonami.  Schodząc w dół okazało się że Pan Lokalny idzie za nami, z czego właściwie się ucieszyliśmy, bo przynajmniej zna jaskinię i nas poprowadzi, przez co mogliśmy zapuścić się trochę dalej. Jednak to był błąd. Robiło się coraz goręcej, ze względu na podziemne gorące źródła. Nietoperze, karaluchy i mój zdrowy rozsądek zaczął mi podpowiadać, że lepiej zawrócić. Nasz przewodnik nalegał żebyśmy szli dalej. W pewnym momencie rozmowa zaczęła być bardziej nerwowa, niewiele z niej rozumiałam ponieważ nie mówię po arabsku lecz okazało się, że nasz przewodnik „zapomniał” którędy wrócić. Ja już zupełnie spanikowana zaczęłam ciągnąć gościa za rękę i prosić żebyśmy zawrócili, że gorąco mi i niedobrze, myśląc może wezmę go na litość. W końcu po jakimś czasie wybraliśmy dobrą ścieżkę (nie, nie nasz przewodnik) i jakoś udało nam się wydostać, przy okazji klnąc na faceta niemiłosiernie. Na szczęście dla nas skończyło się to dobrze ale zapamiętaliśmy tą lekcję na zawsze: nie ufać nikomu i nie włazić w niebezpieczne dziury odpowiednio przygotowanym, a najlepiej ze starym sprawdzonym sposobem z przywiązaniem sznurka. Pan zapewne chciał sobie dorobić na głupich turystach, tłumacząc się, że zapomniał drogi jak zobaczył że zaczęłam nękać o powrót, ale w innym wypadku mogło skończyć się gorzej. Chociaż zdążyłam zrobić mu zdjęcie na „do widzenia”.

 

3T3A0685

 

Po tej przygodzie, resztę popołudnia spędziliśmy w basenach relaksując się i pływając w przyjemnej turkusowej wodzie.

3T3A0688

3T3A0652

3T3A0626

3T3A0699

 

Informacje praktyczne: Jak dotrzeć do Wadi Bani Khalid

Jadąc z Muskatu w kierunku miasta Sur drogą numer 17, tuż przed samym miastem skręcić na Al Kamil (droga nr 23).  Przejeżdżając przez Al Kamil trzymać się tej samej drogi (skręci w prawo) i jechać cały czas prosto, aż zobaczymy niewielki kompleks budynków oznaczony napisem Oriental Nights Rest House po prawej oraz niewielką drogę i znak na Wadi Bani Khalid. Następne rozwidlenie w prawo, potem cały czas prosto krętą drogą przez góry, aż dotrzemy do niewielkiego miasteczka o nazwie Sabt. Już na jego początku podążając za znakami do Wadi trzeba skręcić w lewo. Po 15 minutach dotrzemy na parking. Z samego parkingu do pierwszego jeziora i restauracji dotrzemy w ok. 5-10 min spacerem.

Co warto ze sobą zabrać?

Przekąski plus wodę, ręczniki i maskę do nurkowania, buty do pływania i latarkę jeśli chcemy wejść do jaskini.

 

Sur

Sur to bardzo przyjemne, niewielkie i klimatyczne miasteczko, słynące z budowy łodzi. Postanowiliśmy pokręcić się po nim trochę i zjeść lunch. Skończyliśmy w restauracji hotelowej, niedaleko ronda i mostu. Chociaż jedzenie raczej nie jest godne polecenia (słabo przyrządzona kuchnia arabska) to widok z tarasu na zatokę przy zachodzie słońca zrekompensował nam niezadowolenie.

 

3T3A0760

3T3A0778

3T3A0810

3T3A0824

3T3A0763

 

Camping w pobliżu miasteczka Fins

Wyczytałam na paru blogach, że będąc w pobliżu Wadi warto rozbić się z namiotem na plaży w pobliżu miasteczka Fins. Miejsc jest wiele, od małych zatoczek, po większe szerokie i popularne plaże (najbardziej znana jest plaża potocznie nazywana „White Beach Fins”). Dotarcie, szczególnie po zmroku jest dość trudne, bo plaża nie jest oznakowana i trzeba skręcić w niewielką piaszczystą drogę jeszcze przed Fins. Do niektórych zatoczek nie da się dojechać do końca samochodem ze względu na bardzo strome zejście. Zdecydowanie nasz Outlander sprawdził się dobrze i udało nam się podjechać pod samą plażę, dołączając się do grupki, która również przyjechała w to miejsce na biwak na parę godzin. Ranek przywitał nas nieziemskim widokiem, w postaci gór i niekończącego się morza.

 

3T3A0864

3T3A0870

3T3A0905

3T3A0907

 

Wadi Shab

Wadi Shab to chyba najpopularniejsze Wadi wśród zagranicznych turystów. Nie bez przyczyny, widoki zapierają dech w piersiach. Do Wadi najlepiej dotrzeć z niewielkiego miasteczka Tiwi, z którego znaki poprowadzą nas do samego parkingu. Następnie należy przeprawić się na drugą stronę łódką (koszt ok. 2,5 $ w dwie strony, ostatnie łodzie odpływają w okolicach godz. 17). Podobno parę metrów dalej, gdzie woda już nie jest na tyle głęboka można przeprawić się samemu przez rzekę, ale my wybraliśmy wersję „suchą”. Dojście do samych basenów zajmuje ok. 40 minut przyjemnego trekkingu. Dochodząc do samych basenów mamy dwie opcje – kierować się szlakiem idąc górą (w pewnym momencie zawróciliśmy) lub zostawienie rzeczy gdzieś na boku i przejście wodą. Zdecydowanie druga opcja jest warta polecenia, po drodze mijaliśmy niewielkie wodospady, większe i głębsze zbiorniki i niewielkie strumienie. Na samym końcu znajduje się wodospad, żeby się do niego dostać trzeba przepłynąć przez bardzo wąską szczelinę, przez którą dostajemy się do na wpół otwartej groty.

 

3T3A0948

Zrzut ekranu 2015-12-22 20.50.19

3T3A0937

3T3A0965   3T3A0953

Zrzut ekranu 2015-12-22 20.32.18

3T3A0972

Zrzut ekranu 2015-12-22 20.27.08

 

Bimmah lej krasowy

Nazywany jedną z najbardziej niesamowitych i naturalnych dziur w ziemi. Z pewnością tak było ale zanim jeszcze nie został tak bardzo „skomercjalizowany”. Teren wokół dziury przerobiony na wielki park/plac zabaw i dużo ludzi sprawiło, że nie jest to moje ulubione miejsce na mapie Omanu. Jeden z nielicznych plusów to taki, że jeziorko jest pełne małych rybek zwanych Garra Rufa, które potocznie są znane jako fish spa więc wypróbowaliśmy za darmo zabiegu pedikiuru. Warto jedynie wpaść na pół godziny, jeśli jest po drodze lub jeśli jesteśmy już znudzeni Muskatem, bo nie jest daleko.

3T3A1008

 

Muskat

Stolicę zostawiliśmy sobie na koniec. Mieliśmy plan zrelaksować się i zjeść na korniszu (ulicy ciągnącej się wzdłuż wybrzeża) oraz zrobić zakupy na suku. 3T3A1078

3T3A1077

3T3A1053-2

3T3A1049

3T3A1080

 

A na koniec wrażenia…

Odczucie jakie pozostawił po nas Oman to przede wszystkim niedosyt. Zobaczyliśmy tylko mały kawałek, więc planujemy już następny wypad, mam nadzieję że w większym gronie tak, żeby pojechać na pustynię i południe. Co najbardziej cenię w tym kraju to to, że nie jest to jeszcze na tyle skomercjalizowane miejsce pełne turystów typu ‚all inclusive’. Odwiedzając doliny, mogliśmy nacieszyć się samotnym trekkingiem, tylko czasem spotykając pojedynczych turystów. Nie udało nam się raczej w Omanie zjeść nic nadzwyczajnie dobrego, poza przyrządzonymi przez nas samodzielnie potrawami z ogniska, więc potwierdziło się to, co wyczytałam wcześniej, że wyprawa nie będzie naszym kulinarnym przeżyciem. Za to gościnność i otwartość mieszkańców zachwycała nas na każdym kroku. Za każdym razem pomocni, nie traktowali nas jak „chodzące skarbonki”, nie oczekując za pomoc niczego w zamian. Warto zajrzeć do Omanu zanim jeszcze stanie się ‚top’ kierunkiem dla biur podróży i siedzibą największych hoteli.